pola pola pola
lasy lasy lasy
pagóry góry
drogi
i zawodzące od ich koryt mgły

u podnóża wzgórza szara ostra kapliczka i strach
zaglądać kto w tak wyostrzonej osobności
martwieje samotnieje albo też
błogosławi

być może czeka w niej modny
Chrystus Frasobliwy

tyle że żaden z wcześniej napotkanych nigdy
nie spojrzał mi w oczy

zimny dzień z zimną rosą kwaśnych jabłek
i sadów
z nagła
przywołuje mnie kobieta
w skrupulatnie wzorzystym bordzie narzuconego
swetra
i przekrzywionej chustce

mnie
biegnącą przez mokre gliniaste ściernia
chcącą uchwycić to czego nie widać
to czego nie można dotknąć
czyli
parujących ros z dali

a brzoskwiń to pani aby nie chce?

deszcz przystanął
wiadro brzoskwiń między nami
za plecami kobiety mokry sad

widzi pani
rok na urodzaj a dzieci
daleko

tam dalej drogą jeszcze dwie chałupy
i nikogo więcej
żeby wrócić musi pani wracać

a brzoskwinie widzi pani
taki rok
niech będą na zdrowie